Kiszczak uciekł z Londynu. W pewnym momencie uzmysłowił sobie, że to, co robi w Londynie staje się dla niego groźne, bo ilości raportów, które przesyłał do kraju, były hurtowe. Wrócił do kraju w lipcu 1947 r. i natychmiast zaczął symulować chorobę, udawał, że jest wyczerpany nerwowy, przekonywał, że jest bliski załamania psychicznego
—mówi dr Lech Kowalski, historyk wojskowości, autor m.in. książki „Jaruzelski. Generał ze skazą” i „Cze.Kiszczak. Biografia gen. broni Czesława Kiszczaka” w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Dyrektor Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz poinformował o odnalezieniu w nieznanych wcześniej raportów oficera Głównego Zarządu Informacji Ludowego Wojska Polskiego Czesława Kiszczaka z lat 1946-1947, które były owocem inwigilacji żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Pisał pan już o tym w książce „Cze.Kiszczak. Biografia gen. broni Czesława Kiszczaka”. Czy coś pana zaskoczyło w informacjach i dokumentach, które zaprezentował Sławomir Cenckiewicz?
[NASZ WYWIAD. Prof. Cenckiewicz o ujawnionych raportach Kiszczaka: „Wystawiał konkretne osoby na represje w kraju”.
To ważne dokumenty, ale nie jest to żadne sensacyjne odkrycie. Prof. Cenckiewicz powiedział na dzisiejszej konferencji, że prezentowane przez niego dokumenty nie były w ewidencji Wojskowego Biura Historycznego, więc nikomu ich nie udostępniano. Myślę, że takich nieznanych historykom materiałów, związanych czy to z osobą gen. Kiszczaka czy Jaruzelskiego, zostanie ujawnionych więcej. Poświęciłem cały podrozdział książki na opisanie jego misji w Londynie, powstał w oparciu o materiały, które zdołałem pozyskać podczas kwerendy w IPN.
Kiszczak wybielał się pod koniec życia, twierdził, że na placówce w Londynie pomagał żołnierzom z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
(Śmiech) Tak. Miał to w naturze, szczególnie kiedy przestał być czynnym politykiem, że pomagał wszystkim, ostrzegał, wspierał, podpowiadał różne rozwiązania, kochał Kościół, doprowadził do wyjaśnienia na ks. Jerzym Popiełuszce, był mentorem. Pokazywało to jego mentalność, przesiąkniętą doświadczeniami życiowymi i zawodowymi, która powodowała, że wyparł ze swojej wiadomości to, co czynił będąc młodym bezpieczniakiem w Informacji Wojskowej. A miał w niej konkretne osiągnięcia, już w oparciu o kilka dokumentów zorientowałem się, że jego misja polegała na ankietowaniu oficerów i żołnierzy PSZ, którzy chcieli wrócić do kraju. Prof. Cenckiewicz nie powiedział o jednej, bardzo istotnej rzeczy, cała masa oficerów i żołnierzy PSZ przynosiła Kiszczakowi i Kuropiesce, który był jego przełożonym na placówce w Londynie, różne materiały, chcąc się wkupić w ich łaski i mogli wrócić do kraju.
Jakie materiały operacyjne?
To były często dokumenty operacyjne, związane z działalnością naszych zachodnich sojuszników, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych. Przynosili również mapy, części uzbrojenia. To są makabryczne rzeczy, ci ludzie bardzo chcieli wrócić do kraju, a po drugiej stronie siedział ktoś taki jak Kiszczak, który decydował o ich losie. Dawał im najpierw ankiety do wypełnienia, wypełniali te dokumenty. Byli otwarci i szczerzy, bo rozmawiali z oficerem, co prawda nie Wojska Polskiego, ale to sprawiało, że mu w pewien sposób ufali. Opowiadali szczerze o swoich losach, charakteryzowali dowódców, kolegów z oddziałów. Przez to wyrządzili sobie i innym ogromne szkody. Po powrocie statkami handlowymi do Trójmiasta, pod wpływem ankiet i informacji, które otrzymywała bezpieka w kraju od Kiszczaka często od razu byli aresztowani, przechodzili ciężkie śledztwo, długoletnie więzienia.
Czemu na placówkę do Londynu wysłano właśnie Czesława Kiszczaka, młodego, niedoświadczonego oficera komunistycznego kontrwywiadu, który miał skończoną zaledwie szkołę podstawową?
Prawdopodobnie jego przełożony pułkownik Ignacy Krzemień uznał, że Kiszczak, który przebywał na robotach przymusowych w Wiedniu, trochę rozumie świat zachodni. Poza tym nie miał więcej takich osób w swoim zespole. KIszczak nie był jedynym młodym oficerem bez wykształcenia wysłanym do Londynu, szef Oddziału II gen. Komar wysłał tam więcej takich osób jak Kiszczak. Gdyby chodziło o ściągnięcie jak największej ilości żołnierzy PSZ do kraju, wysłano by do Londynu atrakcyjne sekretarki, a nie takich niewykształconych ludzi. Chodziło o to, aby oni na miejscu inwigilowali żołnierzy. Swoje zadanie wykonali. Czytałem charakterystykę Kiszczaka z tamtego okresu, była pozytywna, chociaż było w niej jedynie kilka zdań, ponieważ następna kartka jest wyrwana.
Kiszczak krótko był w Londynie, zaledwie kilka miesięcy, od listopada 1946 do lipca 1947 r. Dlaczego?
Kiszczak uciekł z Londynu. W pewnym momencie uzmysłowił sobie, że to, co robi w Londynie staje się dla niego groźne, bo ilości raportów, które przesyłał do kraju, były hurtowe. Wrócił do kraju w lipcu 1947 r. i natychmiast zaczął symulować chorobę, udawał, że jest wyczerpany nerwowy, przekonywał, że jest bliski załamania psychicznego. Poszedł do lekarza, otrzymał zwolnienie kilkutygodniowe i natychmiast udał się z nim do szefa GZI, Kuhla, który dopisał na zwolnieniu, żeby uwzględnić stan zdrowia porucznika Kiszczaka i pozostawić go w kraju. Kiszczak nie miał już nawet odwagi nawet wrócić do Londynu po swój bagaż. Czytałem dziesiątki różnych pism w których prosił, żeby mu przysłali bagaż
Umiejętność symulowania chorób weszła mu w krew, wykorzystywał ją i w III RP.
W okresach zagrożenia Kiszczak za każdym razem uciekał w chorobę. Tak było we wszystkich procesach, kiedy przestał być czynnym politykiem.
Udało się panu znaleźć dowody potwierdzające tezę, że Kiszczak był z pochodzenia Ukraińcem?
Jeszcze nie, ale to mocno prawdopodobne. Musiałbym osobiście pojechać do muzeum w Nowym Sączu i zrobić tam kwerendę. Będę drążył temat.
Rozmawiał Tomasz Plaskota.
źródło: wpolityce.pl
fot: youtube