Trump wyszedł na męża stanu, który jest gotów wyciągnąć rękę do tych we własnych szeregach, którzy go w czasie kampanii tak ostro krytykowali
— mówi portalowi wPolityce.pl Matthew Tyrmand, amerykański dziennikarz, syn Leopolda Tyrmanda.
wPolityce.pl: Komentatorzy mainstreamowych mediów w USA są zgodni, że politycy – Michael Flynn, Steve Bannon, Jeff Sessions i Mike Pompeo – nominowani w tych dniach do ekipy Donalda Trumpa to skrajni konserwatyści o poglądach bliskich wypowiedziom prezydenta elekta z kampanii wyborczej, czyli pro-rosyjscy i „uprzedzeni wobec muzułmanów”. Mają rację?
Matthew Tyrmand: Gdy lewica jest nieszczęśliwa, to oznacza, że świat idzie we właściwym kierunku. A lewica jest obecnie bardzo nieszczęśliwa. Wszędzie. Osobiście patrzę bardziej na to, co ludzie robią niż na to, co mówią. A tym bardziej radziłbym patrzeć na to, co ludzie robią, zamiast słuchać tego, co mówią ich ideologiczni przeciwnicy. Gdy panie i panowie z „New York Times” piszą: „ci ludzie są pro-rosyjscy i świat się kończy”, to jest to zapewne nieprawda. Same inwektywy, zero faktów. Dokonują oni oceny polityki Trumpa, zanim prezydent-elekt jeszcze cokolwiek zrobił. W lewicowych mediach w USA można było ostatnio nawet przeczytać, że Trump załaduje Latynosów, Żydów, gejów i Afroamerykanów do wagonów bydlęcych i wywiezie ich do obozów internowania. Nie żartuję. Oni takie rzeczy piszą. Gwiazdy lewicowego dziennikarstwa w USA twierdzą, że będzie to „nazistowska Ameryka”. Nie sposób traktować tych ludzi poważnie. Dlatego Trump wygrał.
To jak Pan ocenia, ze strony merytorycznej, te nominacje?
Uważam, że to bardzo dobre nominacje. Jak dotąd. Znam wielu ludzi związanych z Trumpem, i z jego kampanią. Jeff Sessions (senator Republikanów z Alabamy-red.) to świetny wybór na prokuratora generalnego. Sessions łączy w sobie konstytucjonalistę i śledczego. Rudy Giuliani i Ted Cruz moim zdaniem także sprawdziliby się w tej roli. Na szczęście prezydent-elekt – jak na razie – nie zagospodarował Chrisa Christie (gubernatora stanu New Jersey-red.). Jest bardzo przeciętny i ma złą opinię w Partii Republikańskiej. Rance Priebus jako szef personelu Białego Domu to także znakomity wybór, podobnie jak Steve Bannon w roli głównego stratega. To jemu Trump zawdzięcza swój sukces, bo to Bannon prowadził jego kampanię prezydencką. Jest tym dla Trumpa czym Karl Rove był dla George’a W. Busha. O tym jak Bannon zaprowadził Trumpa do sukcesu będą kiedyś książki pisać. Główny strateg to bardzo ważna, wręcz decydująca rola. To Bannon będzie pociągał w Białym Domu za wszystkie sznurki.
Nominacja Bannona wywołała szczególne oburzenie. Był on wydawcą magazynu internetowego Breitbart News, oskarżanego przez lewicę o ksenofobię i rasizm….
Breitbart News jest pod ostrzałem, bo wygrywa, oraz dlatego, że nie ma absolutnie nic wspólnego z rasizmem, antysemityzmem i ksenofobią. Lewica próbowała nawet użyć mnie, żyda, jako przykład antysemityzmu portalu. Są aż tak zdesperowani. Breitbart to obecnie najbardziej popularny polityczny portal po prawej stronie, także w mediach społecznościowych, a przy okazji pomógł Trumpowi wygrać wybory. 300 milionów odsłon w ubiegłym miesiącu. Stąd ta nienawiść. A jak najłatwiej kopać pod kimś dół? Oskarżyć go o rasizm, a najlepiej antysemityzm. To stara, wypróbowana metoda lewicowo-liberalnych mediów. Bannon nie jest rasistą, interesują go idee, a nie czyjeś pochodzenie etniczne. Jest wojownikiem kulturowym, wojownikiem idei. Nie obchodzi go, czy jesteś gejem, żydem czy Latynosem. Jeśli podzielasz jego idee, jesteś jego przyjacielem czy sojusznikiem, a jeśli nie, to przeciwnikiem. Ideologicznym. Nie ma to nic wspólnego z polityką tożsamościową. Ale polityka tożsamościowa to jest jedyne, co lewica posiada. Wbija klin między ludzi, wzdłuż linii podziału rasowych, płciowych, orientacji seksualnej i religii. Według starej zasady: dziel i rządź. Tyle, że ta strategia przestała działać. Świat się przebudził i coraz więcej ludzi ma tego dość.
Trump zaskoczył mnie, i pewnie nie tylko mnie, gdy ogłosił, że jednak nie będzie dążył do postawienia Hillary Clinton przed wymiarem sprawiedliwości, mimo iż złożył taką obietnicę podczas kampanii. To gest pojednawczy w kierunku Demokratów?
Prezydent nikogo nie stawia w stan oskarżenia, tylko prokurator generalny, który nie jest jak na razie potwierdzony. Zabawne jest zresztą to, że darowizny dla Fundacji Clintonów już znacznie spadły, co potwierdza tezę zawartą w filmie „Clinton Cash”, że Fundacja Clintonów to maszyna do prania brudnych pieniędzy, która trudzi się handlem wpływów. Hillary Clinton nie będzie miała już żadnego wpływu i nagle okazuje się, że cała ta rzekoma „dobra praca”, którą wykonuje jej fundacja, nie jest nic warta. To pokazuje skalę skorumpowania lewicy. Zresztą nawet gdyby Clinton została postawiona w stan oskarżenia i skazana, Obama by ją ułaskawił. Byłoby to bardzo kontrowersyjne ułaskawienie, bo część korupcji, choćby skandal emailowy, prowadzi także do niego. Został wielokrotnie przyłapany na kłamstwie, więc Clinton stałaby się kartą przetargową w grze z nową administracją. Decyzja Trumpa, by nie dążyć do postawienia Clinton przed wymiarem sprawiedliwości, jest więc strategicznie mądra. Podobnie jest z całą grą wokół nominacji do przyszłej administracji Trumpa. Większość nazwisk, które się pojawiają, to balony testowe. Nie ma szans na to, by Bob Corker, John Bolton czy Mitt Romney zostali sekretarzem stanu USA. Chodzi o to, by media miały się czym zajmować, a przy okazji Trump wyszedł na męża stanu, który jest gotów wyciągnąć rękę do tych we własnych szeregach, którzy go w czasie kampanii tak ostro krytykowali. W takich chwilach potrzeba ludzi lojalnych, którzy podzielają twoją filozofię. Dlatego Romney nie ma szans, w każdym razie zostać sekretarzem stanu USA. Ale czemu nie doradcą? Tak się pacyfikuje przeciwników. Tu wyraźnie czuć wpływ Bannona. To również bardzo mądre posunięcie.
Rozmawiała Aleksandra Rybińska
źródło: wpolityce.pl
fot: youtube