Szef wojskowego kontrwywiadu powinien być równie poważny, jak poważne są zadania tej służby, a więc ochrona przed wewnętrznymi zagrożeniami dla obronności RP, a także bezpieczeństwa oraz zdolności bojowej Sił Zbrojnych RP. W wykazie zadań wojskowego kontrwywiadu nie ma nic o robieniu cyrku, kabaretu, jaj czy tylko naśladowaniu rozmów w maglu. Jak ktoś, kto ma za sobą prawie 23 lata w tajnych służbach III RP i szefowanie jednej z nich, może się zniżać do poziomu maglowego kłapacza dziobem? A jeśli jest w stanie się na takim poziomie wypowiadać i nie jest to żadna ściema, bo nie jest, to kto odpowiadał za bezpieczeństwo Polski po 1989 r.? Z jakiego lamusa wyciągano podobnych geniuszy? Przecież, gdy tę rozmowę słyszeli na przykład szefowie i funkcjonariusze wywiadu Rosji musieli jednocześnie tarzać się po podłodze ze śmiechu i pić kolejne toasty. Albo nie musieli, bo od dawna wszystko o takich ludziach jak gen. Pytel wiedzieli i od lat to wykorzystywali. Ale dla polskich tajnych służb, tym bardziej wojskowych, to kompletna kompromitacja. Właśnie kompromitacja, a nie gra, gdyż to niestety było na poważnie.
Gen. Pytel specjalnie nie odbiegał od poziomu dywagacji szefów i wysokich oficerów tajnych służb PRL czy tych, którzy służyli najpierw staremu, a potem (po rzekomej weryfikacji) nowemu panu. Co dowodzi, że w tajnych służbach istnieje ciągłość. Tylko przed taką ciągłością chroń nas Panie Boże. Przypadek gen. Pytla oraz jego branżowych kolegów, często obecnych w mediach, a szczególnie w ich zakładowej stacji telewizyjnej, nie powinien wywoływać niepohamowanego śmiechu, tylko przerażenie. Przecież z ludźmi o takich kwalifikacjach Polska była właściwie bezbronna, gdy oni kierowali służbami. Po 16 listopada 2015 r. wielu ważnych ludzi służb zostało wymienionych, ale sporo pozostało. Łatwo sobie wyobrazić poziom gier operacyjnych autoryzowanych przez takich oficerów i szefów jak gen. Pytel, a prowadzonych na przykład z tajnymi służbami Rosji. I nic tu nie pomogą ściśle rozpisane na szczegóły wzory takich gier. To się nie mogło udać z ludźmi mylącymi cyrk i kabaret z poważną służbą państwową.
Po wysłuchaniu wywodów gen. Pytla, całkiem zasadne wydaje się pytanie o poziom innych służb, w tym Biura Ochrony Rządu. Nie zamierzam podważać sprawności funkcjonariuszy BOR czy ich oddaniu, ale może ich także dotyczy to, co gen. Pytel ujawnił w odniesieniu do SKW, czyli to, co tekście sprzed kilku dni nazwałem „wadą fabryczną”. Oczywiście bez tej otoczki śmieszności. I to może być wytłumaczenie przyczyn powtarzalności wypadków, choć oczywiście nie musi. Za BOR przemawia to, że ta służba musi się jednak sprawdzać każdego dnia i w wielu sytuacjach zagrożenia. Kontrwywiad czy wywiad wojskowy nie muszą, w dodatku mogą się one ukryć za klauzulami supertajności. A te skrywają przede wszystkim bezczynność i nieudolność. Oby to, co zademonstrował w telewizji gen. Pytel było już przeszłością. Ale gwarancji nie ma, tym bardziej że w służbie musiało pozostać jeszcze wielu ludzi z tej samej szkoły.
źródło: wpolityce.pl