Wassermann: Jest nagranie z podsłuchu, gdzie Marcin P. mówi, że „nie chcieli Michała Tuska” i został on im „włożony”

fot: youtube
Jest nagranie z podsłuchu, gdzie Marcin P. mówi do jednego z redaktorów naczelnych tygodników, że „my żeśmy go nie chcieli”, on „sam się pchał” i używa takiego określenia – „on został nam włożony”. Redaktor potwierdza. Marcin P. komentuje wywiady Michała Tuska i mówi „Michał Tusk nie mówi prawdy”. Pytanie, czy syna premiera w to przedsięwzięcie nie „włożył” mocodawca, w zasadzie grupa mocodawców, bo nie wierzę, by mogła to być jedna osoba – powiedziała w programie „W punkt” Małgorzata Wassermann, przewodnicząca komisji ds. afery Amber Gold, posłanka Prawa i Sprawiedliwości.

Czy rzeczywiście potrzebny był specjalista od PR?

Małgorzata Wassermann przybliżyła szczegóły dotyczące sprawy Michała Tuska.

– Komisja dysponuje dokumentami, korespondencją mailową m.in. pomiędzy Michałem Tuskiem a Marcinem i Katarzyną P. oraz Jarosławem Frankowskim, bo z nim utrzymywał kontakty i ciężko z tego wykazać, co miałoby być rolą Michała Tuska w tej firmie w sensie pracy. To, co na pewno jest i jest szokujące to fakt, że pod koniec tygodnia pan Michał Tusk pisze, że będzie potrzebny artykuł do „Gazety Wyborczej” i pisze, że deadline jest na poniedziałek i on sporządzi ten artykuł przez weekend. Następnie odsyła ten artykuł, podpis pod artykułem jest innego autora i w mailu jest napisane, że „możesz zmieniać ten artykuł swobodnie, parę pytań ode mnie, parę pytań ten pan dorzucił, są odpowiedzi” – tak wyglądało tworzenie wywiadów w „Gazecie Wyborczej”. Tym bardziej, że – dopytywany przez nas – twierdził, że „GW” miała problem z tym, co dać do magazynu weekendowego i szybko robiło się „zapchajdziury”. Ja jestem porażona poziomem dziennikarstwa w tej gazecie – powiedziała Wassermann.

– Poza tym jest mail, z którego wynika, że są pytania i odpowiedzi do tygodnika „Polityka”, tak przynajmniej to zrozumiałam. Jest także mail, w którym ktoś stworzył gazetkę pokładową i wysłano ją Michałowi Tuskowi po to, by do tego się ustosunkował i on jedno słowo w tej gazetce zmienił. To jest cały zakres jego pracy jako specjalisty od PR, osoby, która miała funkcję medialną – dodała.

– Pan prezes Kloskowski mówił, że oni mieli „słaby PR”, potrzebny był im specjalista i on znał tylko jednego dziennikarza, który się na tym znał – Michała Tuska. Firma Marcina P. wydała miliony złotych na reklamę i zatrudniła uznane agencje reklamowe i PR-owe. Padło pytanie do Michała Tuska, czy pozostawał z nimi w kontaktach, a on odpowiedział, że nikogo nie znał. To pokazuje, jak im był potrzebny ten specjalista od PR – zauważyła posłanka.

„Michał Tusk miał dostęp do danych wrażliwych”

Michał Tusk bez wątpienia miał dostęp do danych wrażliwych. Jest szczątkowa korespondencja, która wskazuje na to, iż przynajmniej z jego strony mogło dojść do próby przekazania tych dokumentów. Nie przekazywałabym informacji, nie przywiązywałbym do tego, bo całokształt pokazuje, że nie oczekiwali od niego ani pracy PR-owskiej, ani żadnej innej. Ta inicjatywa, by im coś przekazywać, to nie jest prośba OLT. To jest inicjatywa Michała Tuska – stwierdziła Małgorzata Wassermann.

– Michał Tusk do pracy w OLT poszedł w najbardziej wrażliwym momencie dla tej firmy. Proszę nie zapominać, że przełom marca i kwietnia to moment, gdy ABW zaczyna podejmować działania w stosunku do tych spółek. 24 maja 2012 gen. Bondaryk uznaje, że sprawa jest takiej wagi, że powiadamia prezydenta, premiera i czterech ministrów. I co się dzieje? Mija maj, czerwiec, lipiec. 13 sierpnia Marcin P. ogłasza upadłość. Kto zawiązał ręce tym wszystkim służbom? Gdzie są podsłuchy z tamtego okresu, billingi, kontrola operacyjna Marcina P., dlaczego minister Nowak dopiero 16 sierpnia wysyła kontrolę do ULC, by sprawdzić, co się dzieje? Dlaczego nikt nie blokuje kont w bankach? Kto spowodował ten paraliż mimo że była już pełna wiedza? – pyta szefowa komisji ds. afery Amber Gold. – Proszę zwrócić uwagę na fakt, że wymienione miesiące to okres największych wpływów do Amber Gold, a tych pieniędzy nie ma. One z jednej strony wchodziły, ale z drugiej ktoś zdążył je wyprowadzić. Gdzie były te wszystkie instytucje? – dodała.

Pytana o teorię, według której Michał Tusk stał się ofiarą afery, bo organizatorzy tego przedsięwzięcia mogli zrobić wiele rzeczy mając na pokładzie syna premiera, Wassermann odpowiada: – Ja myślę, że to wersja, którą należy bardzo mocno brać pod uwagę, ale to bardzo źle świadczy o rządzie i wszystkich instytucjach i ówczesnych władzach państwa. Dlaczego nie mogła tego zrobić rosyjska czy włoska mafia – dostać się do premiera i wziąć go jako kartę przetargową.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj