W tym wyścigu Platforma chce być bardziej lewicowa, nawet bardziej niż sama lewica i mocno europejska, żeby Bruksela postawiła na nich cały swój autorytet. Generalnie, pojawiające się hasło straszenia wyjściem z Europy, jest naczelne, ale kompletnie nie koresponduje z tym, co Polacy w tej chwili myślą, jakie emocje towarzyszą im przy kwestii migrantów. A biorąc pod uwagę, jaką drogę wybrano w walce o własny interes w Brukseli, to moim zdaniem jest ona w dłuższej perspektywie drogą donikąd
– mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba.
wPolityce.pl: Czy Pana zdaniem ci samorządowcy przekroczyli swoje kompetencje, nawołują do złamania prawa?
Nie jestem prawnikiem, aczkolwiek trzeba przypomnieć, że za politykę zagraniczną odpowiada jednak rząd. Te kwestie przyjmowania osób, które nie są obywatelom UE, nie mają swobody osiedlania się,to samorządy są uwarunkowane. Przecież samorząd to nie jest państwo w państwie. To pierwsza kwestia. Z kolei druga kwestia, czyli ocena polityczna tego apelu, bo w sferze praktycznej w zasadzie niewiele się wydarzy, natomiast tego typu ruch jest ruchem samobójczym jeżeli bierzemy pod uwagę przyszłoroczne wybory samorządowe i kampanię Platformy Obywatelskiej.
Widzimy jednak wzmożoną aktywność opozycji w sprawie uchodźców. Można wymienić apel Grzegorza Schetyny i podążającą za tym wspomnianą deklarację samorządowców; dochodzą ciągłe oskarżenia rządzących o rzekome łamanie zasad moralnych chrześcijaństwa. Skąd w takim razie się to bierze?
To są dwie rzeczy. Pierwsza sprawa, zasadniczo stan opozycji, jej dekonstrukcja i upadek, zwłaszcza w kontekście ostatnich wydarzeń w komisjach śledczych, jest niewyobrażalny. Przypomnijmy zarzuty dla lidera KOD, sprawę Amber Gold i Michała Tuska, w końcu Hannę Gronkiewicz-Waltz i jej gigantyczny upadek wizerunkowy, nie mówiąc też o Ryszardzie Petru i jego wypadzie na Maderę, który przeszedł do historii wpadek. Sytuacja tego obozu jest niemal dramatyczna, więc jego nadzieje wydają się być wręcz histerycznie ulokowane w Brukseli czy Berlinie. Nie w opinii Polaków, ale właśnie tam. Z jakiego powodu? Wiele pewnych rzeczy im się udało, bo PO budowała swój wizerunek, zwłaszcza w kręgach biznesowych, jako formacja odnosząca ogromne sukcesy, podczas gdy PiS miałby wszystko niszczyć. Jednak wyniki gospodarcze są tak niespodziewanie dobre, że nie da się do tego przyczepić, a gdy weźmiemy pod uwagę prorodzinny program 500+, to tym bardziej. Dochodzi do tego kompletna katastrofa wizerunkowa jeżeli chodzi o obraz poprzednich rządów a nadzieja, że przyjdzie jakiś „wielki brat” z Zachodu i „uratuje demokrację” – czytaj Platformę i obóz liberalny – jest tak duża, ze zamieniła się w histerię. I smutno to mówić, ale odebrała wręcz taki zdrowy rozsądek
Druga rzecz, w tej sytuacji, tak trudnej dla tego obozu, zdiagnozowano, że trzeba nade wszystko zadbać o tego sztywnego wyborcę, który nigdy nie zagłosuje na PiS, ma poglądy mocno proaborcyjne, popiera małżeństwa homoseksualne i tak, a nie inaczej jest ustosunkowany do sprawy migrantów muzułmańskich. W tym wyścigu Platforma chce być bardziej lewicowa, nawet bardziej niż sama lewica i mocno europejska, żeby Bruksela postawiła na nich cały swój autorytet. Generalnie, pojawiające się hasło straszenia wyjściem z Europy, jest naczelne, ale kompletnie nie koresponduje z tym, co Polacy w tej chwili myślą, jakie emocje towarzyszą im przy kwestii migrantów. A biorąc pod uwagę, jaką drogę wybrano w walce o własny interes w Brukseli, to moim zdaniem jest ona w dłuższej perspektywie drogą donikąd.
Mówi Pan, że PO chce walczyć o liberalnego wyborcę, ale jednocześnie ta partia ciągle podnosi oburzenie, że PiS rzekomo łamie zasady chrześcijańskie, nie słucha papieża i episkopatu. Taka narracja opozycji wydaje się nie trzymać kupy. To może być świadome działanie, czy po prostu PO łapie się czegokolwiek, byle tylko uderzyć w przeciwników politycznych?
Sam Grzegorz Schetyna i liderzy PO są bezpłodni co do pomysłów i powielają retorykę zasłyszaną w TVN czy „Gazecie Wyborczej”. To taka próba przypodobania się na siłę tym mediom. To nie są liderzy, którzy są wstanie narzucać jakąś ideę i wizję. Schetyna myśli raczej o tym, co zrobić, żeby dalej być przewodniczącym partii, niż o tym, w jaki sposób zostać premierem Polski za dwa lata. Ta wizja mu się całkiem oddala, więc tym bardziej chce się umocnić wewnątrz obozu.
We wspomnianej deklaracji prezydenci stwierdzają, że przyjęcie migrantów ma przysłużyć się rozwiązaniu problemu demograficznego, a także wesprzeć rozwój innowacyjności i konkurencyjności w tych miastach. Skąd takie zachłyśnięcie się u tych włodarzy ideologią multikulturowością w tym czasie, kiedy widzimy gołym okiem, co na jej skutek wydarzyło się na Zachodzie?
Tego typu twierdzenie jest już kompletnym anachronizmem. Przypomnijmy, że nie tylko jacyś antymuzułmańscy, czy antyimigracyjni działacze na Zachodzie, ale widzą to inaczej także całe społeczeństwa. Te doświadczenia kilkudziesięciu lat multikulturowości są bolesne, a jej bankructwo przecież przed kilku latu ogłosiła nawet Angela Merkel, David Cameron, Nicolas Sarkozy i inni bardziej lub mniej znani eksperci czy dziennikarze. Wpisywanie się w taką retorykę, która była modna na Zachodzie może w latach 70. czy może jeszcze 80., jest zupełnym anachronizmem. Trudno znaleźć jakieś twarde argumenty, które pozwoliłby to rozwinąć w jakiś program polityczny. Jesteśmy u progu kampanii samorządowej i stawianie takich tez jest w moim przekonaniu gigantycznie nierozsądne.
To kolejna deklaracja tych prezydentów, którzy uderza jednak w rządzących. Wcześniej włodarze tych samych miast oskarżali władzę o łamanie konstytucji i naruszenie dialogu społecznego z samorządami. Teraz poruszają temat migrantów. Przypomina się także wypowiedź Pawła Adamowicza, odcinającego się od władz centralnych. Czy to wszystko można nazwać już buntem?
To przynajmniej deklaracja tego wszystkiego co już się wydarzyło. Oprócz tego, można wspomnieć także wypadki spod Sejmu, gdy padały z ust polityków opozycji o Majdanie, wytworzeniu pewnego stanu rewolucji, czyli wypowiedzenia posłuszeństwa władzy. Coś w tym jest, natomiast pamiętajmy, że zebranie się pod takim sztandarem, nie będzie już na tyle śmieszne, jak miało to miejsce przy zakończeniu okupacji Sejmu, ale będzie to wręcz odebrane przez społeczeństwo jako pewne zagrożenie. Nie wiem czy ci ludzie zdają sobie z tego sprawę.
źródło: wpolityce.pl