W poniedziałek będzie wielu stoczniowców i górników i wielu członków „Solidarności”. Przyjeżdżają tam jednak nie dlatego, że ktoś ich do tego zmusza i że tu jest organizowana jakaś akcja związkowa, tylko co miesiąc wielu z nas jest na Krakowskim Przedmieściu
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Piotr Duda, przewodniczący NSZZ „Solidarność”.
wPolityce.pl: Okręgowa Rada Adwokacka w Warszawie zapewnia bezpłatną pomoc tym wszystkim, którzy chcą łamać prawo blokując miesięcznicę smoleńską. Jak Pan ocenia tę sytuację?
Piotr Duda: Ci, którzy chcą brać udział w nabożeństwie, w którym ja też będę uczestniczył, a później przejść pod Pałac Prezydencki i tam wspomnieć i pomodlić się za tych, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej, to jest ich prawo. Nikt nie może przeciwstawiać się tego rodzaju formom manifestowania swojego przywiązania do wiary czy pamięci o ofiarach tamtej tragedii. Każdy ma prawo myśleć inaczej, ale zakłócanie manifestacji legalnie zgłoszonej to jest łamanie prawa. Widzimy, że część tych adwokatów, która faktycznie chce pomagać tym, którzy łamią prawo, jest po tamtej stronie, w jednym układzie. Wszyscy wiemy o co w tym wszystkim chodzi. Lech Wałęsa jakoś nie był skory do wspierania Związku Zawodowego „Solidarność”, kiedy przez osiem lat rządów PO–PSL walczyliśmy w konkretnych sprawach, a nie jakichś wyimaginowanych, bo dotyczących chociażby braku demokracji w Polsce.
Wtedy Wałęsa wzywał do pałowania was.
Tak, apelował do premiera, że trzeba palować przewodniczącego i całą „Solidarność” za to, że bronią praw pracowniczych. Dziś panu Wałęsie, naszemu pierwszemu przewodniczącemu chciałbym zacytować jego własne słowa, jakie mówił do „Solidarności” w 2012 roku, niech je sobie puszcza w kółko: „władzę trzeba wybierać mądrze, brać udział w wyborach, organizować się, a potem należy jej się szacunek”. Niech je sobie weźmie do serca i nie przekłada swojej prywatnej wojny z Jarosławem Kaczyńskim na rzekomy brak demokracji w Polsce. To jest zwyczajnie nieeleganckie. Jako laureat nagrody Nobla, pierwszy przewodniczący „Solidarności” i były prezydent Rzeczypospolitej nie powinien dawać tego rodzaju przykładów. Liczę na to, że w poniedziałek, jak co miesiąc ci, którzy chcą przyjechać do Warszawy i spędzić ten czas na modlitwie, byciu razem i wspominaniu tych, co zginęli w katastrofie smoleńskiej będą mieli to zapewnione.
Druga strona czeka jednak na konfrontację, jesteście na nią przygotowani?
Tak. Jesteśmy przygotowani na prowokację, ale bodziemy robili wszystko, aby ten dzień spędzić w sposób podniosły, religijny i cichy. Ja już nie będę przypominał, co działo się przez te wszystkie lata za tamtej władzy: strzelanie do górników, aresztowanie działaczy związkowych „Solidarności”. Osobiście wielokrotnie byłem okrzyknięty bandytą, a pani Kopacz podała mnie do prokuratury za okupację Sejmu. Nikomu się nie żaliłem, chodziłem po prokuraturach jak każdy obywatel, tymczasem druga strona wzywa do awantur. Wystarczy przeczytać twet niejakiego pana Hołdysa, który żałuje, że w Warszawie nie dzieje się to, co w Hamburgu. To już jest sytuacja całkowicie skrajna i nieodpowiedzialna.
Różne są głosy, każdy podchodzi do tego w sposób emocjonalny. Otrzymuje też mnóstwo stanowisk organizacji zakładowych, by odebrać Lechowi Wałęsie honorowe członkostwo „Solidarności”. Ludzie są tym wszystkim podenerwowani. Na pewno to nie jest takie stricte działanie Związku Zawodowego, bo my przede wszystkim jak wychodzimy na ulice, to w sprawach pracowniczych. Ale wiem, że w poniedziałek będzie wielu stoczniowców i górników i wielu członków „Solidarności”. Przyjeżdżają tam jednak nie dlatego, że ktoś ich do tego zmusza i że tu jest organizowana jakaś akcja związkowa, tylko co miesiąc wielu z nas jest na Krakowskim Przedmieściu. Nie dziwi mnie to, co mówił Karol Guzikiewicz, jest to bardzo dobry człowiek, ale bardzo emocjonalnie podchodzi do pewnych spraw. Mam nadzieję, że nastąpi jakaś refleksja u pana przewodniczącego Wałęsy i nie będzie dochodzić do gorszących scen na miejscu. Jeżeli Lech Wałęsa chce sobie siedzieć na bruku, to niech sobie siedzi. Jak będę szedł obok, to go ominę, powiem dzień dobry, podam rękę i pójdę dalej. I z politowaniem będę patrzył na to, że tak kończy przewodniczący Związku Zawodowego „Solidarność”.
Żałośnie, ale to chyba już jest w jego stylu.
Ja przychodzę tam w innym celu, nie po to żeby szukać zaczepek. Przez lata rządów PO–PSL też protestowaliśmy, ale nigdy nie zakłócaliśmy uroczystości Platformy Obywatelskiej czy PSL, które mieli. To co się teraz dzieje jest dla nas niepojęte. Jest czas walki na argumenty, ale jest też czas pokoju, a takim powinien być 10 każdego miesiąca. Pan Frasyniuk mówi, że nie chce przeszkadzać w miesięcznicy, ale odbierane jest mu demokratyczne prawo do protestu w tym dniu. Może protestować, nie ma problemu, ale w każdym innym miejscu Warszawy czy u niego we Wrocławiu, bo tutaj została już zgłoszona inna demonstracja. Nikt mu tego prawa nie odbiera. Jakoś nie było pana Frasyniuka wtedy, kiedy po Marszu Niepodległości Bronisław Komorowski zaproponował zmianę ustawy o zgromadzeniach publicznych.
To NSZZ „Solidarność” głośno wtedy protestowała.
Właśnie. Zgłosiliśmy skargę do Trybunału, że to jest niezgodne z konstytucją i w jakimś stopniu uniemożliwia protesty w naszym kraju. Już o tym zapomnieli? Tę skargę wygraliśmy w Trybunale i zostało z powrotem przywrócone prawo o zgromadzeniach, jakie było przed nowelizacją, zaproponowaną przez Bronisława Komorowskiego. To są więc zwykli hipokryci, którzy nie chcą pamiętać o tym, co robili za swoich rządów. Trzeba po prostu robić swoje, pokazała to wizyta Donalda Trumpa. Niezależnie bowiem co by zrobił prezydent Duda, pani premier Szydło, co ja robię to i tak jesteśmy opluwani. Najbardziej boli ich to, że robimy swoje z uśmiechem na ustach. To jest sposób na tę drugą stronę, która ma pianę na ustach i zrobi wszystko by doprowadzić do tej konfrontacji. A przecie wiemy, że są tam fachowcy z byłych służb PRL, WSI i wiedzą jak się robi prowokacje. Stąd takie, nie inne wspieranie przez nich tej grupy, która nazywa się Obywatelami RP.
źródło: wpolityce.pl