Od tygodni trwają protesty w ramach tzw. „Ogólnopolskiego Strajku Kobiet”. Początkowo były one kolejną nadzieją opozycji na „dołożenie” PiS-owi, ale bardzo szybko okazało się, że wulgarne hasła, niszczenie pomników, atakowanie kościołów i tradycyjnych polskich wartości jest dla ogromnej większości obywateli zbyt radykalne i odstręczające.
W efekcie frekwencja na imprezach organizowanych przez feministki i środowiska LGBT znacznie spadła.
Problem dostrzegł i zdiagnozował Tomasz Lis, który dotychczas przychylnie patrzył na wszelkie inicjatywy krytykujące czy uderzające w obecnie rządzących.
Dziennikarz jeszcze niedawno wyrażał poparcie dla liderki „Ogólnopolskiego Strajku Kobiet” Marty Lempart, jednocześnie usprawiedliwiając jej publiczne kłamstwa i atakowanie dziennikarzy m. in. Strefy Wolnego Słowa i mediów publicznych.
„Nie widzę żadnego racjonalnego powodu, dla którego miałbym ją za to potępiać, jednocześnie solidaryzując się z kłamcami, oszczercami i sługusami zamordystycznej władzy”
– pisał Lis w mediach społecznościowych.
Jednak okazuje się, że obecnie nawet dla naczelnego „Newsweek Polska” „czara goryczy się przelała”.
– Opozycja, przesuwając się za bardzo w lewo przegrała już ostatnie wybory europejskie, parlamentarne i prezydenckie. Marsz w lewo to recepta na kolejne klęski
– ocenił Tomasz Lis w dzisiejszym wpisie na Twitterze.
Pod wpisem dziennikarza pojawiło się wiele krytycznych komentarzy ze strony tzw. antypisu. Internauci powątpiewali w diagnozę Lisa, twierdząc m. in., że to, co on nazywa „lewo”, to są prawa człowieka, otwarta Europa, nowoczesna nauka, wolność, rozwój społeczny, eliminacja dominacji Kościóła katolickiego, praworządność…
Źródło: niezalezna.pl